poniedziałek, 22 sierpnia 2011

SLONCE!!!

Dziś taki piękny słoneczny dzień! Przez trzy tygodnie padało, siąpiło i było chłodno. Wszystkie moje letnie ciuchy, które zabrałam ze sobą okazały sie nieprzydatne. A dziś......od rana piękne słońce...ciepło i pozytywnie :D Świat nabiera kolorów!

niedziela, 21 sierpnia 2011

MIĘSO

Mięso....banalna codzienność gotowania. Tu jednak wymaga twórczego podejścia do sprawy. W sklepie nijak nie mogłam znaleźć takich rzeczy jak surowa szynka, karczek czy schab...nie mówiąc o kostkach na zupę, żeberkach, boczku itp. Wszedzie tylko steak (!) i kiełbaski. Obejrzałam więc towar u dwóch rzeżników....stek taki, stek smiaki, pokrojone w kotlety, kiełbaski i.....o dziwo wątroba!!! cud!!! ale niestety wieprzowa :( . Cóż, nie poddajemy się, rozpuszcamy wici po znajomych, ze szukam NORMALNEGO mięsa. I tak znajomy załatwił od znajomego ćwiartke świnki....mój ryjek usmiechal sie od ucha do ucha z radości. I goloneczka i boczuś i słoninka na skwareczki, karkówka i łopatka.....mmmmmm ile cudów mozna z tego przyrzadzić! Wróciliśmy do domu z tym zdobycznym świniakiem i zaczeło się obrabianie. Umordowałam się z 30 kg mięsa, ale udało mi sie nawet smalczyk wytpić ze słoniki, która się podobno nie daje topić :) I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że mięso angielskie NIE PACHNIE MIĘSEM. Wszystkie weki mięsne dobrze poprzyprawiałam czosnkiem i ziołami, ale jak umyłam już ręce po pracy to poczułam, że coś dziwnie pachnie gumą albo oponą jakąś. Wącham swoje ręce......a one przesiąkły zapachem miesa - czytaj zapachem starej opony. Bleh.... Dwa dni chodził za mna ten zapach...co zjadłam mięso to myslałam, że sobie żygne....angielskie mięso jest doskonale do zmiany diety na wegetariańską hahaha

środa, 17 sierpnia 2011

MAŁY SMUTEK

Dzis ogarnął mnie mały smutek...w Warszawie miałam swoją pozycje i markę, mogłam wiele załatwić i miałam autorytet. Tu, podczas pierwszych przygotowań organizacji Przegladu twórczości artystycznej Polaków mieszkających w Bristolu, uświadomiłam sobie że absolutnie wszystko muszę budować od zera. Nie mam tu marki, autorytetu i zależę od innych i ich dobrej woli...frustrujące dość przy moim dynamizmie i ambicjach. Smęt mnie ogarnął gdy zdałam sobie sprawę, że wszystko zostało w Polsce...nie tylko rzeczy, ale przede wszystkim pozycja społeczna. Ale co tam...nie poddajemy się! Dam rade bo nie uwzgledniam innej opcji ;-)

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Minelo 10 dni

Minelo 10 dni od mojego przyjazdu...poznaje ludzi, wyrabiam kontakty. Bylam juz sama na miescie i oczywiscie zgubilam sie w drodze powrotnej...dobrze, ze mialam mape bo bym sie chyba zalamala. Droge, ktora normalnie pokonuje sie w 20 minut ja pokonalam w 1,5 godziny hahaha...kompletnie stracilam glowe wtych malych uliczkach. W dodatku kazdy zaulek wydawal mi sie znajomy, wiec lazlam jak ta ciemiega przekonana, ze ide dobrze, az wyladowalam na rondzie-ktore nota bene tez bylo znajome- i na tym skonczyla sie moja orientacja. Dobrze, ze nie polazlam w swoim entuzjazmie na lotnisko...na piechote hahaha...to bym sie zdziwila troszke ;-)

Kilka dni temu byly rozruchy w Londynie i kilku innych miastach UK. Tu w Bristolu jakos szybko sobie z tym poradzili, bo nic nie zauwazylismy. O calej zadymie dowiedzialam sie od mojej przyjaciolki z Londynu i od siostr z Polski...wszyscy spanikowani czy jestesmy cali i czy domy nie plona...zrobilam wielkie oczy, bo nie wiedzialam nic o sprawie.

Tak wiec zyje tu sobie spokojnie i nadmiar odpoczynku juz mnie zaczyna frustrowac. Biore sie za jakas robote, bo od lenistwa legna sie w glowie robale....szykuje pierwsza wystawe malarstwa w Bristolu, czas ogarnac rzeczywistosc :D

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Pierwsze wrazenia


Bristol, urokliwe miasteczko portowe na pogórzu podobnym do naszych Kaszub. Pogoda jak w górach, zmienia się kilka razy w ciągu dnia, przez godzinę jest upal, a za chwile leje deszcz i jest zimno i wietrznie...podoba mi się to ! Przerażają mnie wszechobecne mewy, które wydają chwilami przedziwne dźwięki...podobne do chichotu starej wiedzmy...trochę nieswojo się poczułam jak usłyszałam to pierwszy raz he he he.

Klimat miasta...jest spokojnie i bez schizofrenicznego pospiechu jaki jest obecny w Warszawie. W mieście żyje masa hindusów, afrykañczyków rożnych odmian i mahometan...Polaków zatrzęsienie...wszędzie słychać polska mowę - na ulicy, w sklepach, w punktach usługowych... i ciągle jeszcze mnie to zaskakuje :-D

Mieszkam jakieś 20 minut piechota do centrum miasta w domu z ogrodem, w którym mieszkają sami Polacy. Kazdy wynajmuje jeden pokój...jest wesolo wieczorem kiedy siada sie wspolnie na pogaduchy i piwko.

Na razie podoba mi się i klimat miasta i warunki życia....zobaczymy co będzie dalej :)