sobota, 30 lipca 2011

5 dni do wyjazdu

Zaczyna się Reisefieber....mój umysł rozpoczął intensywne i bezproduktywne spekulacje na temat mojej hipotetycznej przyszłości i ryzyka jakie podejmuję :) W ramach podświadomych lęków i straszących potworów jakie nagle ożyły w mojej głowie miałam dzisiaj nieźle odjechany sen ... jest słoneczny dzień, wchodzę na jakiś wielki dziedziniec w jakimś kościele (chyba). Na dziedzińcu znajdują się dwa kamienne sarkofagi, otwarte a obok nich trumny ze zwłokami wystawione na widok "wiernych". Wiem , że po lewej są szczątki jakiegoś biskupa, ale nie wiem kogo wystawiono po prawej. Przyglądam się napisom wyrytym na sarkofagu i widzę, że osoba ta zmarła w 1162 roku. Obchodzę sarkofagi z trumnami dookoła i dowiaduję się, że ta osoba po prawej to jakiś kupiec. Nie chcąc przeszkadzać modlącym się "wiernym" klękam na uboczu prawej trumny/sarkofagu. Przyglądam się, a ten martwy kupiec podnosi głowę i śmieje się do mnie! Mówię do niego : No weź! Nie rób mi tego! Ja się boję duchów! Na co on sie podnosi do pozycji siedzącej i mówi: No kto jak kto, ale Ty mi nie wmówisz, że sie boisz!  Nie ściemniaj mi tu. Twoja sprawa to nie taka jak ta - i tu pokazuję na jakąś młoda dziewczynę, która leży na jego kolanach i prosi o wstawiennictwo w sprawie jakiegoś kredytu- twoja sprawa jest inna. Tak myslisz?-odpowiadam- Myślisz, że mój wyjazd ma sens? A on sie zadumał i chciał coś powiedzieć. Zobaczyłam jak leże na ziemi, a on, ten makabryczny truposz, pochyla się nade mną i dotyka lewej strony mojej krtani...boli coraz bardziej. Tego tez nie będziesz żałować - mówi. Budzę się z bólem po lewej stronie krtani... Nie ma jak komunikacja z podświadomością hehehe

poniedziałek, 18 lipca 2011

Wstęp

Wyjeżdżam........zostawiam wszystko co mam tu w kraju, nad czym ciężko pracowałam ostatnie lata. Wyruszam po nową przygodę mojego życia. Biorę ze sobą tylko bagaż doświadczeń, nadzieję na lepsze jutro i wiarę, że Los i Życie kochają mnie i będą mnie wspierać.

Może to naiwne, a może to wielka odwaga..nie mam pojęcia, wiem tylko, że czuję w sobie wielki nacisk wewnętrzny na wyruszenie w świat, na oderwanie się od tego w czym tkwiłam ostatnie 20 lat. To nie ucieczka, to potrzeba nowych wyzwań.